Gra rodzinna

01.01.0001   Joanna Winiecka-Nowak

Gra rodzinna

Życie rodzinne przypomina czasem grę planszową. Zwłaszcza z punktu widzenia dziecka. Stanąłeś na żółtym polu? Gubisz grzybki z koszyczka i tracisz ruch. W domu strata kolejki następuje po pobiciu brata, a odsiadka odbywa się w kącie. Albo w drugą stronę. Znalazłeś buty siedmiomilowe? Idziesz siedem pól do przodu. W życiu codziennym bonusy w postaci dodatkowej porcji lodów przewidziane są dla Dzielnej Sprzątaczki Bałaganu Po Bracie.

Co ciekawe, kiedy gramy z dziećmi zasady są oczywiste i niepodważalne. Pan Autor ustalił. Pan Drukarz wydrukował. Pani Matka odczytała. Jest tak, jak ma być. W innych sytuacjach dziecko często ujawnia ukryte geny naukowca. Testuje, ile razy należy poprosić o to samo, by mama w końcu zmiękła i uległa naleganiom. A jeśli to nie pomaga, to może warto pójść z tą samą petycją do taty?
Czy można coś zrobić, aby nasze życie nie przekształciło się z „Grzybobrania” w „Człowieku nie irytuj się” albo – co gorsza – w „Wojnę”? Oczywiście, sposobów jest wiele. Wszystkie zaś – a przynajmniej wszystkie działające – spinają trzy magiczne słowa: Jasno – Jednomyślnie  – Konsekwentnie.
Po pierwsze, zasady panujące w domu powinny być ogólnie znane. Każde dziecko wie, co może, co musi, a czego nie powinno. Ma jasno wyznaczone obowiązki i znane sobie przywileje. Wszystko oczywiście dopasowane do wieku. W sytuacjach trudniejszych, przy większej ilości młodocianych petentów, dobrze sprawdzają się dyżury.  Na przykład, w poniedziałki naczynia po obiedzie sprząta nasz dziesięciolatek. We wtorki, pod bacznym okiem mamy, w kuchni uwija się jego trzy lata młodsza siostra. W środy swoje pierwsze kroki w tej materii stawia czterolatek („Kochanie – teraz weź ten kubeczek i połóż na półeczce, a tata schowa w tym czasie noże”).  Sprawiedliwie, choć nie po równo. I bez niemiłego zdziwienia.
Druga reguła to jednomyślność. Okręt płynie, dopóki kapitan i bosman się dogadują. Jeśli zaś podejmują decyzje sprzeczne, jednostka w najlepszym wypadku straci prędkość. Chodzenie od mamy do taty w celu wytargowania lepszej oferty nigdy niczym dobrym się nie skończyło. Lepiej więc zawczasu ustalić z dziećmi, że decyzja podjęta przez jednego rodzica jest niepodważalna i dalszy lobbing uważany jest za przestępstwo ciężkiego kalibru. Trafiony – zatopiony.
Trzecia, chyba najtrudniejsza zasada to konsekwencja. Łatwo coś postanowić, trudniej wdrożyć w życie, jeszcze trudniej nie poddać się, gdy minie pierwsza fala zapału. O tym wie chyba każdy rodzic. Niestety, w życiu szanuje się tylko te postanowienia, które są egzekwowane. Buty powinny podreptać do szafki, nawet jeśli właściciel ma wyjątkowo zmęczone nogi. A mama nie odrabia zadania domowego, nawet tego najtrudniejszego. Oczywiście – jak w przypadku wszystkich zasad – w życiu codziennym możliwe są wyjątki. Trzeba tylko pilnować, aby z gąszczu dyspens nie wyszedł nam Rodzinny Stan Wyjątkowy.