Mój święty patron

Święty Marcin z Tours

Święty Marcin z Tours

Ta opowieść dotyczy świętego Marcina, niezwykłego żołnierza, który umiał się dzielić.

Historia św. Marcina rozpoczyna się około 316 roku. Właśnie wtedy się urodził – w Sabarii, w Panonii – dziś są to tereny węgierskie. Wyobraźcie sobie, że kiedy Marcin miał około dziesięciu lat, uciekł z domu. A wszystko dlatego, że jego tata, który był żołnierzem, uznał, że jego syn pójdzie w jego ślady i też zostanie żołnierzem. A Marcin miał zupełnie inne plany: chciał zostać chrześcijaninem.
– Mowy nie ma! – grzmiał tata.
– Zapomnij o tym! – wtórowała mama. – Od wieków jesteśmy poganami i nie waż się rozgniewać boga Marsa, któremu służy twój tata i nasz dom. Ty także masz mu służyć.
I, jak myślicie, co po takich słowach zrobił Marcin? Nie przyszło mu do głowy nic innego, jak tylko to, żeby uciec z domu. A że nie było wtedy telefonów komórkowych ani GPS-ów, które mogłyby zdradzić miejsce jego pobytu, to ucieczka okazała się skuteczna.
Marcin trafił do pewnej chrześcijańskiej rodziny, która pomogła mu bardziej poznać Ewangelię i życie chrześcijańskie. Chłopiec tak się tym zachwycił, że od tej chwili nie marzył o niczym innym, jak tylko o tym, by zostać chrześcijaninem. Rodzina ta nakłoniła go jednak do powrotu do domu, przypominając, że Pan Jezus uczy, by dzieci były posłuszne rodzicom. Dlatego Marcin posłuchał ich i wrócił.
Na szczęście rodzice wybaczyli mu ten występek, ale w wieku piętnastu lat chłopiec i tak musiał włożyć mundur wojskowy. Dostał też zbroję i hełm, a także długi wełniany płaszcz, by nie marzł podczas wojskowych manewrów. Otrzymał również pięknego konia o szarobiałej maści oraz giermka, którego traktował nie jak służącego, ale jak brata. Bo tak uczyła Ewangelia.
Tata Marcina był wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo spełniło się jego marzenie – syn poszedł w jego ślady, został żołnierzem. Nie spełniło się jednak jeszcze marzenie Marcina. Nadal marzył, by zostać chrześcijaninem.
 
Połowa płaszcza i niezwykły sen
Po trzech latach służby, pewnego zimowego dnia, Marcin wraz z innymi żołnierzami wracał do koszar. W drodze zobaczył trzęsącego się z zimna żebraka. Bez zastanowienia dobył miecza i odciął połowę swojego płaszcza, by okryć nim zmarzniętego człowieka. Inni legioniści, widząc to, śmiali się z niego...

Co było dalej i jak się skończyła ta historia? Sami przeczytajcie na stronach 20-22 listopadowego numeru.