W nim bowiem jakiś zwykły chłopiec może zostać rycerzem czy królem, a zwyczajna dziewczynka przemienia się w księżniczkę czy w Królową Śniegu.
W pewnej szkole wywieszono plakat: „Poszukujemy aktorów i aktorek do przedstawienia o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu!”. I już każdy chłopiec marzył, że jeśli nie będzie królem, to rycerzem, a każda dziewczynka – jeśli nie królową, to damą dworu. Pani w końcu rozdała role. No i królem Arturem został… Artur, bo miał prawie same szóstki, a jego tata był królem giełdy. Patrycja natomiast została królową, bo miała zawsze minę królewny. Dwunastu chłopców zostało z kolei rycerzami. Rolę małego, szarego sługi dostał Tolek, choć po cichu marzył, żeby choć raz być kimś ważnym i wielkim. Nie był on ani duży, ani silny. Nawet ze stopniami w szkolnym dzienniku było u niego słabo. Dlaczego? Bo on zawsze tylko służył. Jego mała siostra zawsze rano mówiła: „Uces mnie i zawiąz kokaldę, no i jesce snulowadło”. No to Tolek robił to, o co prosiła. Ledwie wyszedł na korytarz, to już Leonek na wózku prosił go, by go wywiózł do parku, bo nikomu się nie chciało. Tolek więc wiózł Leonka. A wróble… ledwie go zobaczyły przez szybę, już dobijały się o okruszki. Tolek im więc sypał. Niewidomej pani Tolek robił codziennie zakupy. A ksiądz Jan go prosił: „Przyjdź, Toleczku, posłużyć rano do Mszy”. Tolek nastawiał budzik i wstawał, choć było ciemno. A mama, spiesząc się, też prosiła go o coś, mówiąc: „Tolku, tobą się zawsze można posłużyć”.
Dalszą opowieść brata Tadeusza Rucińskiego przeczytacie na stronach 22-24 "Małego Przewodnika Katolickiego".