Czytamy bo to kochamy

Historia Zielonego Elfa

Historia Zielonego Elfa

Dawno temu w Krainie Bajkolandii mieszkał Mały Zielony Elf. Pewnego dnia szedł alejką wśród białych jabłonek i różowych wiśni. Patrzył na piękne widoki, ale na sercu wcale nie było mu lekko. Dziś właśnie rozpoczynał pracę w Fabryce Słodyczy. Miał tam zastąpić chorego sąsiada – Borsuka Tutka.

Zawsze Mały Zielony Elf marzył o wizycie w tym miejscu, ale dziś był szczerze przerażony.
– Nie dam rady – myślał. – Nigdy nie pracowałem w fabryce. Nie wiem, jak działają maszyny. Na pewno coś zepsuję…
 
Musicie wiedzieć, że Elf faktycznie zupełnie nie znał się na maszynach. Jego rodzice, dziadkowie i pradziadkowie zajmowali się wytwarzaniem dywaników. Codziennie rano siadali przy koszu ze szmatkami i sznurkami i wiązali je w supełki. Jeśli chodzi o te supełki, Mały Zielony Elf był mistrzem. Dziś jednak miał robić coś zupełnie nowego i nieznanego. I to był dla niego naprawdę wielki problem.
 
Tak jak przypuszczał, pierwszy kłopot pojawił się tuż po wejściu do fabryki. Elf nie potrafił włożyć kombinezonu, który musi nosić każdy pracownik. Najgorsze były szelki, przytrzymujące spodnie, bo zupełnie nie chciały się zapiąć we właściwy sposób. Później Elf nie mógł znaleźć mieszalni czekolady. Minął pakowalnię lizaków, rozlewnię masy krówkowej oraz dział herbatników. A mieszalni czekolady nadal nie było. Na szczęście spotkana na korytarzu Żabka zaprowadziła go we właściwe miejsce. Tam Mały Zielony Elf poczuł się już nieco lepiej. Kierownik sali – pan Pomada – dokładnie pokazał, do czego służy każdy element maszyny i w jaki sposób powinien kierować strumieniem czekolady. Zapewnił też, że w razie potrzeby może przyjść mu z pomocą.
 
Elf usiadł więc na swoim krzesełku i zajął się pracą. W wolnych chwilach obserwował otoczenie. Widział pracujących obok niego mieszkańców Bajkolandii, zwoje kabli, wielkie urządzenia i łączące je grube rury. Nagle coś go zaniepokoiło. Największy z blaszanych kotłów zaczął przeciekać. W jego boku utworzyła się wyraźna szczelina. Najpierw była niewielka i przepuszczała tylko pojedyncze krople czekolady. Z chwili na chwilę jednak się powiększała i kiedy Mały Zielony Elf pobiegł po pana Pomadę, czekolada płynęła już wąskim strumieniem.
– Alarm! – zawołał do telefonu pan Pomada. – Wzywam oddziały naprawcze do mieszalni numer cztery! Pęka główny kocioł! – nagle głos pana Pomady jeszcze bardziej się uniósł. – Jak to? Oddziały naprawcze prowadzą akcję w innej hali i będą za pół godziny? Tragedia! Do tego czasu kocioł pęknie…
– Co robić, co robić?! – krzyczały Różowe Świnki pracujące przy maszynie obok.
– Zanim oddziały naprawcze tu dotrą, czekolada zaleje całą salę i zniszczy maszyny. A co będzie z nami? – zapiszczała Wróżka Kwiatowa. 
 
Dopiero teraz zwierzęta, elfy i wróżki poczuły się naprawdę przerażone. Wszyscy zaczęli biegać, machać rękami i krzyczeć. W tym bałaganie nawet oddział naprawczy mógłby nic nie pomóc.
I właśnie wtedy Mały Zielony Elf wpadł na swój wspaniały pomysł. Supełki. Trzeba związać kocioł, tak aby przestał choć na chwilę pękać. Tylko czym to zrobić? Elf rozejrzał się w zamyśleniu po sali. Co tu jest tak długie i mocne, żeby utrzymało pękający kocioł? W pobliżu nie było żadnych lin ani sznurów. Kable… ale one są niebezpieczne, bo przecież są podłączone do prądu. 
– Mam! – krzyknął nagle. – SZELKI! Dajcie mi wszyscy wasze szelki! 

Co było dalej? Wie o tym tylko Zielony Elf i ci, którzy mają już w swoich domach listopadowy numer "Małego Przewodnika"...