ziemi, też się obchodzi urodziny? Kto to wie?
Wiem jednak na pewno, że dzień 22 października 1876 roku był wyjątkowo szczęśliwy dla państwa Czackich. Wtedy urodziła się ich córeczka, mała Róża – choć pewnie wszyscy się wtedy zwracali do niej Różyczka. Była śliczną hrabianką, która mieszkała w równie ślicznym domu w Białej Cerkwi. Jak każda hrabianka była bardzo dobrze wykształcona, miała wiele pięknych rzeczy, wspaniałe suknie, a nawet jeździła konno. Nie miała tylko dobrego wzroku. Pewnego dnia podczas jazdy konnej upadła i wtedy właśnie problem ze wzrokiem stał się jeszcze poważniejszy. Po jakimś czasie okazało się, że straciła go na zawsze. Musiało być to niezwykle trudne przeżycie, bo w pamięci pozostały jej tylko kształty, barwy i zapachy, i nic więcej. Swoich rodziców, rodzeństwo i przyjaciół rozpoznawała jedynie po głosie i dotyku. Ulubionego konia tylko po rżeniu i miękkości sierści, a kwiaty po zapachu.
Wielu z nas po takim wydarzeniu zaczęłoby się złościć, narzekać i użalać nad sobą. Ale Róży nic takiego nawet nie przyszło do głowy. Pomyślała, że skoro Pan Bóg dał jej takie cierpienie, to na pewno ma w tym jakiś plan. Jaki?
Życie „po niewidomemu”
Odpowiedź na to pytanie pojawiła się, kiedy zaczęła żyć jako osoba niewidoma. Wtedy bardzo zainteresowała się losem osób niewidomych. Myślała szczególnie o tych, którzy nigdy w życiu nie widzieli ludzi, nieba, drzew, ptaków i rzek. I nawet niezwykła wyobraźnia w niczym tu nie pomagała. Pomyślała wtedy: tak nie może być, muszę z tym coś zrobić. I zrobiła! I to tyle zrobiła, że aniołowie w niebie łapali się za głowy, a Pan Bóg uśmiechał się wiedząc, że warto było wybrać do tego zadania Różę, która z czasem przeobraziła się w Matkę Elżbietę...
Przypominam, że jesteśmy na początku XX wieku, czyli w czasach, w których w Polsce jedyną formą pomocy, jaką wyświadczano osobom niewidomym, była jałmużna, o którą często prosili, ponieważ brak wzroku nie pozwalał im zapracować na swoje utrzymanie. W Polsce nie znano wtedy alfabetu Braille’a, dlatego nikt nie uczył niewidomych czytać. A skoro osoby niewidome nie umiały czytać, to nie mogły się rozwijać i kształcić. Nikt też wtedy nie uczył ich samodzielnego i bezpiecznego poruszania się. Wyobrażacie sobie, jak trudne było życie takiej osoby…
O tym wszystkim przekonała się Róża i między innymi po to, by zmieniać życie osób niewidomych, w 1918 r. założyła Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, które pomaga niewidomym w pełni rozwijać się i funkcjonować w społeczeństwie. Już w 1922 r. Róża, która przybrała imię zakonne Elżbieta, razem z siostrami i wieloma dobrymi osobami rozpoczęła budowę Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Jak niezwykłe jest to miejsce, możecie się sami przekonać. Może uda wam się razem z rodzicami wybrać do Lasek i na własne oczy zobaczyć, jak wielkich dzieł dokonuje Pan Bóg z tymi, którzy chcą z Nim współpracować.
Na wzór tego domu powstało w Polsce jeszcze kilka takich miejsc. Między innymi w Owińskach, niedaleko Poznania. Była tam nasza reporterka Hania Janowska i przygotowała specjalnie dla was relację.
Koniecznie zajrzycie na strony 24–27! A jeśli tylko się wam uda, zajrzycie sami do Owińsk, do ośrodka szkolno-wychowawczego dla dzieci niewidomych.
Myślę, że czasami wszyscy jesteśmy trochę niewidomi. Zdarza się, że nawet osoby o stuprocentowym wzroku nie widzą tych najważniejszych rzeczy. Na przykład nie dostrzegają smutku innych, zmęczenia, lęku lub nieśmiałości. Nie widzą także, że ktoś czeka na ich pomoc. Która ślepota jest gorsza? Każdy z nas sam musi odpowiedzieć na to pytanie.