Czytamy bo to kochamy

Milenium Chrztu Polski

Milenium Chrztu Polski

Zbliżała się niezwykła rocznica. W 966 roku książę Mieszko przyjął w imieniu całego naszego narodu chrzest. Od tej chwili historia Polski splotła się z historią chrześcijaństwa. Było oczywiste, że tysiąclecie tego wydarzenia trzeba uczcić godnie, pięknie i wspólnie. Okazało się to wcale nie takie proste.

Nowe władze, podobnie jak poprzednie, nie dotrzymywały danego słowa. Traktowały Kościół i mnie osobiście jak wrogów. Na szczęście nie zamykano już księży w więzieniach ani nie torturowano, ale starano się uprzykrzyć nam życie. Śledzono, podsłuchiwano, rozpowszechniano plotki i kłamstwa. Religii znów nie można było nauczać w szkołach. Komunistyczni działacze zdejmowali krzyże, które wisiały w klasach.
Kiedy jeszcze byłem uwięziony, doszedłem do wniosku, że Śluby Jasnogórskie to wspaniały początek przygotowań do świętowania milenium (czyli tysiąclecia) chrztu Polski. Zaplanowałem je na dziewięć lat. Szczególną rolę miała w nich odegrać tak mi bliska Matka Boża Częstochowska. Chciałem, żeby spotkali się z Nią wszyscy Polacy. Jednak nie wszyscy mogli odbyć pielgrzymkę na Jasną Górę. Dla starszych, chorych czy ubogich było to zbyt trudne.
„A gdyby tak postąpić odwrotnie?” — pomyślałem. „Gdyby to Matka Boża odwiedziła każdą polską parafię?”.
I tak się stało. Kopia obrazu Maryi z Jasnej Góry rozpoczęła w 1957 roku uroczystą wędrówkę, która z przeszkodami trwała aż 23 lata. W kościołach witali Maryję liczni wierni, modlili się, podejmowali różne zobowiązania. Władzom to się nie podobało. Wiele razy zatrzymywali samochód, który przewoził obraz Maryi, tak jakby to był ktoś, kto im zagraża.
— Księże prymasie, znowu są — powiedział mój kierowca i wskazał ręką przed siebie.
Na drodze, w szczerym polu stał milicyjny radiowóz i motocykl. Był 20 czerwca 1966 roku. Jechaliśmy z kopią obrazu Maryi z Fromborka do Warszawy i mieliśmy do pokonania jeszcze około dwustu kilometrów. Tymczasem cała kolumna samochodów stanęła.
— Jakoś to zniesiemy — stwierdziłem. — Nie pierwszy raz przecież. Pewnie chcą, żebyśmy zmienili trasę...

To fragment książki  Nazywam się Wyszyński napisanej przez Pana Wojciecha Widłaka, a wydanej przez wydawnictwo Media Rodzina.
Wydawnictwu i Autorowi bardzo dziękujemy za udostępnienie materiału, a Was Czytelnicy zachęcamy do przeczytania całej książki. Bardzo polecamy!