Ojcze nasz

Chleba naszego powszedniego...

Chleba naszego powszedniego...

– Nie znoszę łososia! – narzekał Jacek podczas kolacji. – Za jakie grzechy każą nam go jeść? – Że niby zdrowy i ma jakieś kwasy omega 3, które też są zdrowe – mruczał Jarek, wydłubując z sałatki kawałki różowego mięsa i układając je na brzegu talerza. – Jeszcze ten nieszczęsny brokuł! I najedz się tu człowieku.

– I ciemny chleb… – wybrzydzał Jacek, robiąc przy tym miny, które absolutnie nikogo nie zachęciłyby do jedzenia. – Jakby nie można było dać nam chrupiącej bagietki.
– Powiedzcie od razu, że chcielibyście, by postawiono przed wami pizzę, no i ewentualnie hamburgery – odezwała się Tola, która przykładnie zjadała i łososia, i ciemny chleb.
– O, przepraszam – zaprotestował Jacek. – Tosty z nutellą też ujdą.
– Albo frytki! – ożywił się Jarek. – Słuchajcie, może ja skoczę do sklepu po frytki, a wy w tym czasie włączcie piekarnik – zaofiarował się. – Zrobimy sobie kolację jak się patrzy.
– Nie ma mowy! – sprzeciwiła się Tola. – Jemy to, co rodzice nam przygotowali, i bez kręcenia nosem. Oni wiedzą, co dla nas jest dobre.
– Lizuska – Jacek spojrzał na nią piorunującym wzrokiem, a Jarek natychmiast mu przytaknął. – Trzeba mieć swoje zdanie, a nie we wszystkim słuchać innych.
– Nie innych, ale rodziców – poprawiła go Tola. – Innych nie warto zawsze słuchać. Z rodzicami jest inaczej. Chcą dla nas jak najlepiej. A wy tylko narzekacie i wszystko robilibyście inaczej.
– Czyli lepiej – wszedł jej w zdanie Jacek. – Bo zupełnie nie rozumiem, dlaczego rodzice podejmują za nas decyzje? Decydują, w co mamy się ubierać, z kim mamy się spotykać, co mamy jeść itd.… Gdybym ja był na ich miejscu, to pozwoliłbym dzieciom samym o tym decydować, bo przecież one wiedzą najlepiej, kogo i co lubią…  – palnął i za chwilę poczuł dziwne ukłucie w sercu, a zaraz po nim pieczenie uszu i gorąc, który go zaczął oblewać. Zauważył, że rodzice stoją w drzwiach i przysłuchują się ich rozmowie.
Mama nie powiedziała nic. Bez słowa podeszła do szafki i wyjęła kubki w czerwone grochy. Nalała gorącej herbaty dla siebie i taty i usiadła na swoim miejscu przy stole. Zaraz po niej swoje miejsce zajął tata. Pili herbatę i nie mówiąc nic, przyglądali się chłopcom. A ci, czerwoni jak sygnalizacja świetlna, bez protestu pochłaniali zawartość swoich talerzy. Okazało się, że Bogu ducha winny łosoś w zawrotnym tempie zaczął wpadać w tak nieprzyjazne mu przed chwilą czeluści żołądków.
– Słyszymy, że nie do końca jesteście zadowoleni z naszej troski o was – mama w końcu się zlitowała i przerwała to nieznośne milczenie...

Co się zdarzyło dalej i co ma z tym wspólnego prośba "chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj"?  Przeczytajcie na stronach 6-9 lutowego "Małego Przewodnika".