Temat numeru
Mikołajowa historia z początkiem ale bez końca
– Mamusiu, czy Święty Mikołaj istnieje naprawdę? – chciała wiedzieć Marysia.
– Oczywiście skarbie.
– A czy mieszka w Laponii i porusza się zaprzęgiem ciągniętym przez renifery?
– No… niekoniecznie. Chociaż?… Myślę, że można powiedzieć, że chwilami pomieszkuje także w Laponii.
– A innymi chwilami? – dopytywała Marysia.
– Innymi chwilami jest we wszystkich krajach świata i we wszystkich domach. Szczególnie w noc z 5 na 6 grudnia.
– Jak to możliwe? – pisnęła Marysia.
– Dla świętych wszystko jest możliwe – zaśmiała się mama.
– I zawsze tak było?
– Nie, nie zawsze. Historia Świętego Mikołaja ma swój początek, ale nie ma końca. Jak na razie wciąż trwa. I coś mi się wydaje, że będzie trwać aż do końca świata. Wszystko rozpoczęło się prawie 1750 lat temu...
Dokładnie w 270 r. urodził się Święty Mikołaj. Było to w mieście Patara, na terenie dzisiejszej Turcji. Kiedyś była to Grecja. Mama z tatą długo czekali na jego pojawienie się na świecie. Więc kiedy wreszcie urodził się ich wytęskniony syn, bardzo się cieszyli i nadali mu to niezwykłe imię Mikołaj. Oznacza ono zwycięstwo ludu. Chyba przeczuwali, że ich syn będzie kimś wyjątkowym. I oczywiście mieli rację. Przyznajmy szczerze, że rodzice często mają rację, prawda? – mama spojrzała na Marysię, a ta natychmiast jej przytaknęła. Przecież przekonała się o tym wiele razy.
Święty Mikołaj był jedynakiem, to znaczy, że nie miał rodzeństwa. Nie miał też nikogo, z kim mógłby się uczyć, bawić lub dzielić. Jego rodzice byli bardzo bogaci, dlatego Mikołaj nigdy nie musiał się martwić o to, czy będzie miał gdzie mieszkać, czy będzie miał odpowiednie ubranie lub jedzenie na stole. Owszem, w swojej miejscowości widział ludzi ubogich, ale nigdy nie wiedział, co to znaczy być biednym człowiekiem. Pewnego dnia jego rodzice zmarli. Mikołaj został na świecie sam jak palec. Choć to chyba złe określenie, bo nawet palce nie są same. Jest ich dziesięć, jeśli policzymy te u rąk, a jeśli dodamy te od stóp…
– To dwadzieścia! – zawołała Marysia.
– No właśnie – zaśmiała się mama. – Szybko się okazało, że Mikołaj jednak nie był sam. Z dnia na dzień przybywało mu przyjaciół, i to takich prawdziwych, wiernych i bliskich jak brat i siostra. A pomogło mu zdarzenie, które odmieniło jego życie na zawsze...
Jakie to było zdarzenie, i co stało sie dalej? Koniecznie przeczytajcie sami. Wszystko jest zapisane na stronach 4-7 grudniowego numeru "Małego Przewodnika".