Czytamy bo to kochamy
Dwie zebry, czyli jak Gabrysia i Kajtek powtarzali i zjadali
Był pierwszy dzień września. Dla Kajtka najszczęśliwszy dzień roku, bo dowiedział się, że biologię będzie miał z panią Kropidełko. Genialną biolożką. Zaś dla Gabrysi totalną katastrofą.
– Dlaczego muszę iść do szkoły, jeśli zupełnie nie mam na to ochoty? – jęczała.
– Szczerze mówiąc, nie wiem – odpowiedziała Lamelia Szczęśliwa. – Ale wiem, że słodka, migdałowo-czekoladowa zebra ciut osłodzi twoją katastrofę. Pod warunkiem że przypomnicie mi, abym za kilka minut wyjęła ją z piekarnika. Już góruje nad foremką – dodała pani Szczęśliwa, zerkając na ciasto przez piekarnikową szybę. – A jeśli wspomniałam o przypominaniu – ciągnęła dalej – to przyszło mi na myśl zdanie mojego dziadka. Powtarzał mi je codziennie. „Lamelko, powtarzanek nigdy dość”. No i powtarzałam z dziadkiem: tabliczkę mnożenia, francuskie słówka i łacińskie nazwy ziół. Ta dziadkowa porada tkwi we mnie do teraz, dlatego, Gabrysiu i Kajtku, pozwólcie, że i ja coś wam powtórzę. Kiedy chcecie przejść na drugą stronę ulicy, poszukajcie przejścia dla pieszych. Zanim wejdziecie na pasy, upewnijcie się…
– Czy nie nadjeżdża jakiś pojazd – przerwał i wolno dokończył Kajtek.
– No, no, no… – mruknęła z odrobiną podziwu pani Szczęśliwa i kontynuowała: – Kiedy obok przejścia dla pieszych jest sygnalizacja świetlna, przechodźcie na drugą stronę ulicy tylko wtedy…
Dalszą część opowiadania znajdziecie we wrześniowym numerze "Małego Przewodnika". Przeczytajcie je koniecznie.