Gdy rodzice byli dziećmi

Sprawiedliwość

Sprawiedliwość

To niesprawiedliwe! Najlepiej z nas wszystkich uczył się Herbi. Herbi, czyli Herbiszewski, którego przydługie nazwisko skracaliśmy litościwie do dwóch przednich sylab. Wszystko miał albo za długie, albo za duże. Za długie włosy, za długie paznokcie, za duży brzuch i za duży apetyt. Krótki miał tylko wzrok. Pamiętam, jaką sensację wzbudził kiedyś na lekcjach, gdy wyjął z tornistra niewielkie etui*, wyciągnął z niego okulary i nasadził je na nos.

Dzisiaj trudno to zrozumieć, ale akcja tego opowiadania dzieje się trzydzieści parę lat temu – a ja, jeden z jego bohaterów, dawno już jestem starym bykiem. Wtedy jednak byłem smarkaczem, który patrzy z oszołomieniem na Herbiego w okularach na nosie – wyglądał jak moja własna babcia! Babcia nakładała takie same okulary, gdy trzeba było przyszyć guzik.
– A masz igłę? – wykrztusiłem odruchowo.
Odwrócił się w ławce, spojrzał na mnie zza szkieł, a jego powiększone źrenice kryły tyle zdumienia, że nie musiał już nic więcej mówić.
– Czyli zawsze będziesz je nosił? – spytałem.
– Tylko do czytania – odpowiedział. – I do pisania.
Chciał dodać coś jeszcze, ale pani od polskiego wezwała go do tablicy. Pochwaliła okulary, powiedziała, że Herbi wygląda w nich bardzo inteligentnie i twarzowo (cokolwiek to znaczyło). Zapytała, czy nauczył się wiersza na pamięć (Herbi potwierdził), poprosiła, żeby wyrecytował dwie pierwsze zwrotki, a potem z uśmiechem wstawiła mu do dziennika piątkę. Zaznaczę, że piątka była wtedy oceną najlepszą z najlepszych.
– Teraz Bezu-bezu – powiedziała pani od polskiego. – To znaczy Bezubicki, przepraszam… – poprawiła się zmieszana.
Bezu-bezu był tak przezywany nie tylko ze względu na swoje nazwisko; uwielbiał pewną kreskówkę, której bohater, kornik, całymi dniami wyśpiewywał: „Bezu-bezu, bez, bez, bez!” Nasz Bezu-bezu, zachwycony prostotą piosenki, nucił ją stale, także podczas lekcji.
– Bezu-bezu, pani cię woła! – syknąłem.


Czy ktoś z was wie jak zakończyła się ta historia? Jeśli nie wiecie, to proponuje zerknąć do czerwcowego "Małego Przewodnika" i wszystko stanie się jasne.