Gdy rodzice byli dziećmi

Najodważniejszy!

Najodważniejszy!

Każdy z nas chciał być uważany za najodważniejszego, nawet ja - choć w głębi ducha czułem, że wcale nie jestem aż takim bohaterem. Owszem, lot na księżyc, albo opłynięcie tratwą całego świata - na to zgodziłbym się bez namysłu. Ale już na wizytę w szkolnym gabinecie dentystycznym… - nie, wolałbym, aby raczej to mnie ominęło.

- A ja niczego się nie boję - powiedział Bezu-bezu. - Nawet dentystki!
     Być może niektórzy czytelnicy pamiętają, że mój kolega Bezu-bezu był nazywany „Bezu-bezu”, bo nosił dumne nazwisko Bezubik i często śpiewał pod nosem melodyjkę z animowanego filmu o korniku - melodyjkę, która brzmiała mniej więcej tak: „bezu-bezu-bez-bez-bez!”.
     - Pamiętasz szczepienie przeciwko gruźlicy? - spytałem dość złośliwie. - I strzykawkę z igłą?
     Bezu-bezu zbladł, ale pokręcił przecząco głową...

I co zdarzyło się dalej? Koniecznie przeczytajcie na stronach 22-24.