Jest gorzka jak pigułki, boli jak zastrzyki,
przy niej nawet nie ma chęci do muzyki;
lekka jest lub ciężka – jak się jej spodoba,
lekarz zna jej imię, a jest to… choroba.
– Cóż, nikt nie chce naprawdę chorować – myślała sobie Majka – bo czasem choroba jest jak
zła niespodzianka. Przyjdzie i nie chce odejść, męcząc kogoś strasznie. Skąd takie myśli u Majki? Cóż, musiała czuwać dziś w nocy przy chorym braciszku. Mama miała dyżur jako pielęgniarka w szpitalu, a tato na posterunku policji. A braciszek Majki był naprawdę chory. Często budził się, pojękiwał lub płakał. Trzeba było podawać mu co godzinę lekarstwo, ocierać pot z czoła i przykrywać. Majka czuła się przez to jakby bardziej dorosła i troskliwa, no i czuwająca trochę jak Anioł lub razem z Aniołem. Nie chciała, by braciszek budząc się, poczuł się sam, jakby przez wszystkich opuszczony. Zresztą Majka chciała być w przyszłości pielęgniarką, tak jak jej mama.
Było już późno i ciemno, ale odsłonięte okna w niektórych domach zdradzały, że trwają tam karnawałowe przyjęcia i zabawy...
Co się zdarzyło dalej? KONIECZNIE przeczytajcie w lutowym numerze "Małego Przewodnika".