Pierwszego lutego zima ozdobiła miasteczko pozlepianymi kryształkami lodu. Meteorolodzy mówią na nie szadź. Lamelia Szczęśliwa nazywa je lodową biżuterią, Kajtek – kaprysem zimy, a Gabrysia –
lodowymi kujaczkami.
– Kurtki, czapki, szale i rękawiczki są? – zapytała Lamelia.
– Są! – odpowiedziały dzieciaki.
– A puchowe kurtki, ciepłe spodnie i buty? – drugie pytanie zawirowało jak śniegowy płatek.
– Zaraz będą – odrzekł Kajtek, usiłując wcisnąć stopę w wielkie zimowe bucisko.
– Najpierw spodnie! – roześmiała się Gabrysia.
– Przecież wiem! – warknął chłopiec.
Kilka chwil później cała trójka maszerowała do piekarni po okruchy dla ptaków.
– Ty wstrętny rudy sierściuchu! – usłyszeli nagle głos Balbiny Gryki. – Natychmiast zejdź z mojej ławki! Nie widzisz, że niszczysz szadź?! – grzmiała pani Balbina, a jej serce zrobiło się jeszcze bardziej lodowate niż zazwyczaj.
– Dlaczego pani tak krzyczy na tego kotka? – spytała Gabrysia. – Może wskoczył na ławkę, bo zmarzły mu łapki? Albo się zgubił i jest bardzo głodny? Przecież pod tak grubą warstwą śniegu trudno znaleźć coś do zjedzenia.
– A czy to mój problem?! – roześmiała się pani Gryka...
Co się zdarzyło dalej? Przeczytajcie na stronach 24-15
lutowego numeru "Małego Przewodnika".