W Małej stuknęło serce. – Może to ja jestem księżniczką, choć o tym nie wiem? – pomyślała. – Ale ja nie mam żadnego kostiumu ani balowej sukni.
I wtedy jej myśli odgadła jej koleżanka Barbarka, którą nazywano Barbie, bo wyglądała jak duża, żywa lalka. Była bogata i codziennie przychodziła tak ubrana, że wszystkie dziewczynki wzdychały z zazdrości.
– Po twojej minie widać, że nie masz sukni na bal – powiedziała do Małej – ja mam mnóstwo z katalogu Barbie. Chodź do mnie, to sobie wybierzesz.
I Mała poszła. Gdy weszły do domu koleżanki, Mała była zdumiona, bo w pokoju koleżanki wszystko było jak katalogach i filmach o Barbie. W szafach wisiały kostiumy z różnych filmów, no i suknie, w jakich chodziły królowe mody. – Weź sobie tą, a może tą, a może tamtą – pokazywała sukienki Małej jej koleżanka. Możesz każdą przymierzyć.
Kiedy Mała stanęła przed wielkim lustrem w superkostiumie, potem w jednej sukience, w drugiej, w trzeciej, poczuła się sławną aktorką, piosenkarką, modelką… Jakby już obudziła się w niej księżniczka. Aż zatańczyła przed lustrem.
I wtedy jej koleżanka nagle jej pozazdrościła. Czego? Może wdzięku? Może tej lekkości w tańcu? A może tego, że Mała będzie na balu lepiej wyglądała i to ona zostanie królową? – Wyglądasz ślicznie – powiedziała Barbie – ale moja mama nie pozwoli mi pożyczyć ci żadnej sukienki. Zdejmij to i wracaj do domu.
Mała włożyła z powrotem swoje ubranie i poczuła się jak Kopciuszek.
Wyszła z tego filmowego domu jak ze snu lub z marzenia. Zaczęła więc marzyć, że ona nie tylko na balu, ale naprawdę musi zostać sławną aktorką albo modelką.
Będzie bardzo wysoka, bardzo szczupła i bardzo śliczna. A sukni, butów, torebek, samochodów i koni będzie miała więcej niż jej zazdrosna koleżanka. Tak się rozmarzyła, że nie zauważyła czerwonego światła i wpadłaby pod samochód, tylko ktoś szarpnął ją za szalik i zatrzymał. Ale kto? Nikogo przy niej nie było…
I wtedy usta same zaczęły szeptać: „Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój…”. To jakby ją przebudziło i marzenia odleciały. Ale dalej szła smutna, że jest taka biedna, niemodna i zwykła.
Dostrzegła otwarte drzwi kościoła, więc weszła. Nikogo w środku nie było. Uklękła, przeżegnała się i zobaczyła, że na chrzcielnicy tańczy słoneczny promyk, jakby chciał podnieść tę pokrywę z krzyżykiem. Mała podeszła, chwyciła za krzyżyk i uniosła pokrywę… Zajrzała do środka i oniemiała. W wodzie, w słonecznych odblaskach odbijał się ktoś tak śliczny, że mógł być to tylko Anioł! – Boże! Tu jest Anioł! – zawołała głośno Mała. I wtedy z zakrystii wyszła stareńka siostra zakonna. Podeszła do Małej, ale słońce zaszło i już nic nie było widać. – Tam był prawdziwy Anioł! – powiedziała Mała do siostry. A ona uśmiechnęła się i pokręciła głową, mówiąc: „To nie Anioł, ale tyś siebie samą zobaczyła, ale taką, jaką cię Pan Bóg widzi i kocha. W Jego oczach jesteś najśliczniejsza na świecie. Pamiętam, jak byłaś tu chrzczona, a ksiądz uniósł cię maleńką i powiedział: „Patrzcie, jakie śliczne dziecko Boga”. Mała stała jak oczarowana tym, co ujrzała i usłyszała. Zamknęła pokrywę, jakby chciała ukryć tam swój portret, jakiego nikt nie zobaczy i poczuła się bardziej szczęśliwa niż wszystkie aktorki, modelki i księżniczki na świecie. Szła do domu prawie tańcząc. Przypomniała sobie nagle o Aniele. „Dzięki, żeś mnie dziś ustrzegł przed samochodem, przed głupim smutkiem i zazdrością” – szepnęła. „Na bal przebiorę się za anioła, ale nie dlatego, by być królową… Wystarczy mi, że mam w pamięci to, jaką jestem w Bożych oczach”.
A potem przed snem tak szeptała, zasypiając:
Aniele, mój stróżu
gdy ja zasypiam, to Ty nie śpisz wcale
– pilnujesz czujnie, czy równo oddycham,
czy serce mi jak zegar będzie biło dalej
i czy noc dokoła jest dobra i cicha...
Strzeżesz skarbu życia,
co jest we mnie jak płomyk –
by śmierć go nie zdmuchnęła
nagle, po kryjomu...
I choć gasną latarnie
i lampki czujników – nie gasną
Twoje oczy, stróżu i strażniku!
Tyle już złego mogło mi się zdarzyć,
lecz mnie ominęło –
DZIĘKI TWOJEJ STRAŻY.