W Bajkolandii rozpoczynał się nowy, zupełnie wyjątkowy poranek. Wszyscy czuli już atmosferę zbliżających się świąt – Bożego Narodzenia. Elfy stroiły drzewka w lesie i parku. Krasnoludy czyściły ścieżki i dachy domów, a wróżki posypywały je srebrnym pyłem. Zwierzęta krzątały się w swoich sklepikach, sprzedając ostatnim spóźnialskim ryby, kiszoną kapustę i mak. Już tylko jeden dzień dzielił wszystkich od rozpoczęcia wigilii.
Przygotowania trwały również w domu Borsuków, choć wyglądały one nieco dziwnie. Rodzice od rana szykowali jedzenie na wieczerzę, myli podłogi i okna, prasowali odświętne kołnierzyki. Nie mieli nawet czasu, by przeczytać popołudniową gazetę. Dla odmiany, zamknięte w pokoju dzieci – Tolek, Bolek i Olek – były całkowicie pochłonięte zabawą drewnianymi klockami. Choć przyznajmy otwarcie, trochę trudno im to przychodziło. Cała podłoga usłana była zabawkami, ubraniami, a nawet – o zgrozo – ogryzkami jabłek. Jak łatwo sobie wyobrazić, borsuczęta tego dnia również miały zaplanowane generalne porządki. Jakoś jednak nie mogły się do nich zabrać.
– Dawaj mi teraz same kwadratowe klocki. Zbuduję taki wielki mur dookoła zamku. Dopiero potem będzie można zacząć to beznadziejne sprzątanie – powiedział Olek do Bolka....
***
Resztę opowiadania znajdziecie na stronach
16-18 grudniowego numeru "Małego Przewodnika"