Hop! Do bajki skok!

Bajka o Kumci i Rechci

Joanna Winiecka-Nowak

Bajka o Kumci i Rechci

– Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy trochę lata – stęknął Pan Bajkomat oblewany strumieniami lodowatego deszczu. Na szczęście ulewa, zgodnie z przysłowiem, szybko się skończyła i na niebie pojawiło się piękne słońce. Do parku przybiegły dzieci i z wesołymi okrzykami zabrały się do zabawy. W pewnym momencie przyszły też siostry z ulicy Dworcowej – dwunastoletnia Natalia i trzy lata młodsza od niej Agnieszka. Niestety, przyniosły ze sobą burzową atmosferę. Już z daleka słychać było ich kłótnie:

– Bo ty zawsze za mną musisz łazić. I wszystko psujesz.
– To mama mi kazała iść z tobą. A telefon sam się zepsuł, jak wpadł do kałuży.
– No właśnie. Ukradłaś i wrzuciłaś do błota.
– Nie ukradłam, tylko pożyczyłam. Chciałam go pokazać chłopakom z podwórka, bo się ze mnie wyśmiewali, że nie mam swojego! A oni dalej się śmiali i jeden mnie popchnął, to telefon wypadł…

Dyskusja trwała nadal. Ale Pan Bajkomat wiedział już, którą bajkę zaraz opowie. Odczekał, aż obie dziewczynki na chwilę umilkły i zaczął opowiadać.
 
BAJKA O KUMCI I RECHCI
 
Dawno temu, w królestwie Bajkolandii, na Żabiej Łące, żyły sobie dwie żabki – Kumcia i Rechcia. Były bliźniaczkami, podobnymi do siebie jak dwie krople wody. Nikt z łąki nie potrafił ich rozpoznać, kiedy widział je pojedynczo. Jeśli jednak były razem, wiedziała o tym cała łąka. Dlaczego? A dlatego, że Kumcia i Rechcia stale się ze sobą kłóciły. Wystarczyło, że usiadły na jednym liściu lilii wodnej albo polowały na muchy latające nad tą samą kępą trawy. Od razu zaczynały się spory i kłótnie. O wszystko. O miejsce na liściu, o muchę czy komara, o kroplę rosy i o procę Rechci, która stale strzelała w kierunku Kumci ziarnami piasku. Całe szczęście, że Mama Żabowa nie miała włosów. W przeciwnym wypadku całkiem by osiwiała ze zgryzoty. Patrzyła na swoje córki i kiwała głową. Próbowała coś tłumaczyć, rozsądzać, ale nic to nie zmieniało. W końcu nie wytrzymała. Udała się na rozmowę do Najstarszej Ropuchy. Ta zastanowiła się głęboko i po cichu powiedziała Mamie Żabie, co ma uczynić.
O świcie następnego dnia Mama Żabowa oznajmiła Kumci i Rechci, że się mocno rozchorowała i potrzebuje lekarstwa. Najstarsza Ropucha poradziła jej, by koniecznie wypiła herbatę ze słowiczego ziela. Niestety, zioło to rośnie wyłącznie na szczycie Pogodnej Góry, a ona – Mama Żabowa – nie da rady udać się w tak daleką wędrówkę. Kumcia i Rechcia słuchały w milczeniu. Bardzo zasmuciły się wiadomością o chorobie mamy. Z całego serca chciały jej pomóc. Co prawda obie wspomniały o tym, że wolą iść każda osobno, bez siostry, ale mama przekonała je, że to zbyt daleka i niebezpieczna droga na samodzielne wędrówki. I ona – Mama Żabowa – nie wytrzyma, wiedząc, że któraś mała córeczka musi ją samotnie pokonywać. Aby czuły się bezpieczniej, pozwoliła nawet zabrać Rechci procę. Kumcia była zbyt przejęta, aby się temu sprzeciwić.
W końcu Kumcia i Rechcia dokładnie przyjrzały się liściom, na których Stara Ropucha narysowała mapę i słowicze ziele. Zabrały plecaczki przygotowane na drogę przez mamę i wyruszyły w milczeniu przed siebie. Były bardzo zasmucone chorobą mamy, no i mocno zdenerwowane daleką wyprawą. Minęły Srebrzysty Strumień, przeszły przez Zakątek Wróżek i wkroczyły na nieznane sobie tereny. Szły teraz powoli, co jakiś czas zatrzymując się i sprawdzając drogę na mapie. W pewnym momencie Rechcia zauważyła z niepokojem:
– O! Ale tutaj to już chyba byłyśmy. Poznaję to złamane drzewo.
– Faktycznie – Kumcia przyznała jej rację i zawołała od razu. – To twoja wina! Mówiłam ci, że to ja będę niosła mapę!
– To ty mówiłaś, żeby skręcić przy tym drzewie w lewo, a ja ci mówiłam, żeby iść w prawo – zawołała zdenerwowana Rechcia.
Kumcia nie była jej dłużna:
– W prawo to byśmy doszły do Urwistych Skał. Tam się droga kończy!
– Do Urwistych Skał? – krzyknęła Rechcia i rozgorzała okropna kłótnia.
Żabki kłóciły się tak mocno jak nigdy. Krzyczały, tupały, rzucały patykami, aż w końcu obudziły Pana Puszczyka. Ten szybko postanowił skończyć wrzaski w najprostszy i najprzyjemniejszy dla siebie sposób. Sfrunął z gałęzi i chwytając Kumcię za nogę, porwał ją wysoko na gałąź. Kłapnął dziobem i już, już miał połknąć przestraszoną żabkę, kiedy nagle przeraźliwie pisnął i odleciał. Trafił go w głowę kamień wystrzelony z procy przez Rechcię. Przerażona żabka patrzyła, jak jej siostra spada, obijając się o kolejne gałęzie. W końcu zatrzymała się na jednej z nich i leżała w bezruchu. Rechcia rzuciła się do pnia drzewa. Głośno płacząc i wołając Kumcię, zaczęła się wspinać do góry. Trwało to bardzo długo, ale w końcu, z pomocą wiewiórki, żabka dotarła do siostry. Na szczęście okazało się, że Kumci nic się nie stało. Leżała przerażona i bała się poruszyć, aby nie zostać znalezioną przez Pana Puszczyka. Siostry padły sobie w ramiona i głośno płacząc, przepraszały się za wszystkie czasy. Kiedy już skończyły, rozejrzały się z wysokości i dostrzegły wierzchołek Pogodnej Góry. Dzięki temu szybko znalazły właściwą drogę i po kilku godzinach pojawiły się z powrotem w domu, niosąc słowicze ziele.
Mama odetchnęła z wielką ulgą, widząc je z powrotem w domu. Zaparzyła herbatę i obserwując, jak jej córki zgodnie grają w warcaby, stwierdziła, że misja zakończyła się sukcesem. Teraz już będzie się czuła znacznie lepiej. Była bardzo wdzięczna Najstarszej Ropusze za pomoc. Dzięki niej w jej domu zapanowała zgoda. Całe szczęście, że Mama Żabowa nigdy nie dowiedziała się o przygodzie z Panem Puszczykiem. W przeciwnym bowiem wypadku natychmiast osiwiałaby, mimo braku włosów.
 
Agnieszka i Natalka słuchały w milczeniu. Kiedy bajka się skończyła, dziewczynki grzecznie podziękowały i odeszły w stronę placu zabaw. Pan Bajkomat zaczął wątpić, czy zrozumiały coś z jego opowieści. Na szczęście usłyszał z oddali, jak starsza siostra powiedziała:
– To który chłopak cię potrącił na podwórku?