
Nie pomogły prośby, groźby, ani obietnice, że obejrzą sobie film o fabryce śrubek, lub - dla rozrywki - rozwiążą wieczorem kilka matematycznych zadań. W normalnej sytuacji inżynier uległby pokusie. Najwyraźniej jednak sytuacja nie należała do normalnych. Ciućma krzyknął do telefonu, że musi jeszcze zostać - i odłożył słuchawkę.
Pani inżynierowa zmarszczyła brwi.
A potem sięgnęła po płaszcz i wyszła.
Tymczasem spocony inżynier umykał po całej pracowni przed p-Sem. p-eS, pokraczny odkurzacz z funkcjami obronnymi, zachowywał się więcej niż dziwnie. Warczał, charczał i piszczał, zgrzytając przy tym stalowymi kłami - a jego metalowe kopytka krzesały iskry, gdy pędził w podskokach za nieszczęsnym Ciućmą.
- Zrób coś!... - jęknął inżynier, wskakując na biurko.
- Co mam zrobić? - spytał P0m0(ts)-NIcK II.
- Cokolwiek! - zasapał Ciućma. - Nie wiem, wyłącz go na przykład! Jesteś robotem pomocniczym, więc mógłbyś od czasu do czasu się wykazać!
P0m0(ts)-NIcK II runął na przebiegającego obok
p-sa, a właściwie planował runąć właśnie na niego - w rzeczywistości wylądował na podłodze, bezradnie machając sześcioma odnóżami. p-eS wyhamował tuż przed stołem, na którym tkwił zaniepokojony Ciućma; był za niski, żeby skoczyć na blat - ale miał wystarczająco mocne stalowe zęby, żeby dobrać się do nóg stołu. Bez zbędnej chwili zabrał się do ich obgryzanie. Inżynier poczuł, że przechodzą mu ciarki po plecach - za trzydzieści sekund blat, na którym stoi będzie czymś w rodzaju chodniczka.
- Wstawaj! - krzyknął do leżącego nieruchomo P0m0(ts)-NIcK’a II.
- A co ja robię?
- Nic!
P0m0(ts)-NIcK II rozejrzał się z ciekawością.
- Rzeczywiście - powiedział. - Niepotrzebnie wymontował mi pan to urządzonko wzmagające chęć pracy.
- Bo chciałem wymienić je na mocniejsze! - przypomniał Ciućma.
- Bardzo słusznie - pochwalił go perkaty robot pomocniczy. I znieruchomiał na dobre.
Stół przechylił się niebezpiecznie; jedna noga była już obgryziona do połowy - p-eS zabierał się właśnie do drugiej. Balansujący na blacie inżynier rozpaczliwie szukał sposobu na okiełznanie zwariowanego odkurzacza. Trudno było wyczytać w szklanych reflektorach jego oczu, jakie ma zamiary - ale widok stalowych zębów miażdżących drewniane włókna poczciwego mebla był wystarczająco złowieszczy.
- Co go napadło? - jęknął Ciućma, zerkając na metalowy parujący łeb. - Coś mu się przepaliło, czy jak...
Nie zdążył jednak odpowiedzieć na to pytanie, bo druga noga przestała właśnie istnieć, a drewniany blat zamienił się w pochyłą ślizgawkę. Inżynier stracił równowagę, pacnął jak długi, po czym zaczął się zsuwać prosto w stronę najeżonej kłami metalowej paszczy.
I w tym momencie do pracowni weszła jego żona.
- Uważaj! - krzyknął rozpaczliwie Ciućma.
Lecz było za późno.
p-eS odwrócił się w ułamku sekundy, zawarczał i ruszył z churkotem w stronę zaskoczonej kobiety.
Po chwili przerażenie inżyniera zamieniło się w zdumienie. p-eS obskakiwał jego żonę, skomląc i łasząc się z wdziękiem, o który trudno było podejrzewać odkurzacz. Nawet P0m0(ts)-NIcK II uniósł z ciekawością swą metalową łepetynę.
- Zmieniałeś coś w jego oprogramowaniu? - zapytał podjerzliwie Ciućma.
- Nie chciało mi się - wyznał P0m0(ts)-NIcK II.
- A co zrobiłeś z tym... wiesz... - chrząknął, spoglądając ukradkiem na żonę.
- Z czym? - spytał bezmyślnie P0m0(ts)-NIcK II.
- Z pre... - Ciućma próbował naprowadzić go na trop.
- Pre?... - powtórzył robot.
- Z pre-zen... - Ciućma przewrócił oczami.
- Z prezentem? - upewnił się P0m0(ts)-NIcK II.
- Z jakim prezentem? - zaciekawiła się żona.
Inżynier spojrzał na robota z wyrzutem. To miała być niespodzianka!
- Z jakim prezentem? - Żona podeszła do inżyniera i zarzuciła mu ramiona na szyję.
- Wpadłem na genialny pomysł... - wymamrotał Ciućma.
- Jak zwykle - Żona skinęła z powagą głową. - A jaki to pomysł?
- Że zainstaluję naszym domowym urządzeniom taki specjalny programik - wyjaśnił Ciućma. - Miłosny. Żeby cię ubóstwiały, we wszystkim wyręczały i były na każde twoje zawołanie.
Zachowanie p-sa było najlepszym dowodem, że specjalny programik działa. Miłował żonę inżyniera tak mocno, że pod jej nieobecność musiał kierować swe uczucia na wszystkich, którzy mieli z nią do czynienia.
- A nie mógłbyś zainstalować takiego programiku sobie? - szepnęła żona.
- Sobie?... - zdumiał się inżynier. - Przecież ja mam taki programik zainstalowany na stałe!
- A kto ci go zainstalował? - zachichotała żona.
- Nie wiem - jęknął zaczerwieniony inżynier. - Może Pan Bóg?
Rozwiązanie tego problemu leżało chyba poza możliwościami Ciućmy. Bez trudu jednak znalazł odpowiedź na pytanie, jakim cudem oprogramowanie, nad którym pracował z takim poświęceniem znalazło się w p-
Sie. 
- Dałeś mu je zjedzenia, prawda? - zapytał P0m0(ts)-NIcK’a II. - Bo bałeś się, że jeżeli zainstaluję je tobie, będziesz musiał pracować więcej niż do tej pory, tak?
- Zgadza się - potwierdził P0m0(ts)-NIcK II.
- Czasami ciebie nie znoszę - westchnął Ciućma.
- Ja pana czasami też - westchnął robot. - I to bez specjalnego programiku!
Grzegorz Kasdepke