Hop! Do bajki skok!

Historia BAJKOMRÓWEK

Joanna Winiecka-Nowak

Historia BAJKOMRÓWEK

Od samego rana padał deszcz. Pan Bajkomat stracił już nadzieję, że jakiekolwiek dziecko pojawi się dziś w parku. Późnym popołudniem nadszedł jednak Kamil. Pogwizdywał wesoło i podskakiwał.


– Nie mam dziś nic zadanego. Tralala. Zamiast tego pani zaprosiła chętne dzieci do pakowania starych gazet i papierów.
– O, mieliście szkolną zbiórkę makulatury? – zaciekawił się Pan Bajkomat .– To teraz pewnie idziesz pomagać w pracy?
– A nie. Ja nie muszę iść, bo przecież nic na tę zbiórkę nie zaniosłem. Co się będę bez sensu wysilać? Niech inni pracują, a ja pogram w piłkę z chłopakami z drugiej szkoły. Dobrze, że ich wczoraj spotkałem i namówili mnie.
– Namówili cię? Co to znaczy? Powiedzieli, że nie masz iść pomagać do klasy? – zdziwił się Pan Bajkomat.
– No tak. Bo to bez sensu. Wszyscy coś poprzynosili. Zwłaszcza dziewczyny. Strasznie się zachwycały, że sprzedamy tę makulaturę i pieniądze przekażemy do jakiegoś schroniska na jakieś tam pieski. Nie warto było już się pchać.  Lepiej pograć w piłkę. Tak mi powiedział jeden Franek.
– A masz jeszcze chwilkę na wysłuchanie bajki? – spytał Pan Bajkomat, myśląc o czymś intensywnie. Kamil zgodził się i w ten sposób usłyszał opowieść o mrówkach.

Historia Bajkomrówek
W Krainie Bajkolandii mieszkało wiele niezwykłych istot. Żyły tu elfy o przejrzystych skrzydełkach, małe krasnoludki, ogromne olbrzymy, piękne wróżki i nieco mniej ładne trolle. Zwierzęta też były zaczarowane. Potrafiły myśleć i mówić tak jak ludzie. Nawet małe mrówki w leśnym mrowisku. I tam właśnie zdarzyła się ta historia.
Było to w pewien jesienny poniedziałek. Wcześnie rano w mrowisku pojawił się gość – maleńki żuczek Tymoteusz. Przechodził obok, kiedy nieszczęśliwie potknął się i złamał jedną nóżkę. Mrówki zatroszczyły się o niego – wniosły go do środka, nałożyły opatrunek i zaproponowały coś ciepłego do picia.
– Wypij herbatkę z malin, wypij. Od razu lepiej się poczujesz. – Zachęcała mrówka Amelka, która została przy chorym, aby się nim opiekować.
Żuczek z chęcią wypił kilka łyków i zaczął się ciekawie rozglądać.
– Ale tu u was gwarno. Wszyscy chodzą i coś robią. Zawsze jesteście takie zajęte? – spytał w końcu.
– No tak. Takie jest życie mrówek. Każda z nas ma swoje zadania. Niektóre przynoszą jedzenie, inne naprawiają korytarze, jeszcze inne opiekują się dziećmi. A ja jestem pielęgniarką i zajmuję się chorymi, na przykład tobą.
– A kiedy wreszcie skończycie tę pracę, żeby się pobawić?
– No wiesz, dopiero co zaczęliśmy. Do wieczora jeszcze daleko – Amelka wzruszyła ramionami.
– Nie powiesz mi, że cały dzień pracujesz? – Tymoteusz aż wytrzeszczył oczy ze zdziwienia – To przecież straszna strata czasu. Nie lepiej się pobawić?
– Nigdy o tym nie myślałam – odrzekła mrówka. – Codziennie jest tyle do zrobienia, że sama nie wiem, kiedy nastaje popołudnie. I wtedy już mamy czas wolny.
– To bez sensu tak pracować prawie cały dzień! – wykrzyknął żuczek . – Lepiej byś poszła zobaczyć wielki świat, pograła w coś, albo po prostu sobie poleżała.
– Ale ja lubię moją pracę, a pograć i poleżeć mogę po południu – upierała się Amelka.
Żuczek nie miał już ochoty męczyć się tą rozmową i utykając na jedną nóżkę, powędrował mrówczym korytarzem.
– Co tu niesiecie? – zapytał dwie mrówki dźwigające jakiś pakunek.
– To kawałek kory. Zabieramy ją do magazynu – odpowiedziała mu jedna z nich. To do budowy następnego korytarza. Albo do wzmocnienia tych, które już są.
– Ojejku. Macie już tyle korytarzy, a dalej budujecie następne – dziwił się żuczek. – I do tego jeszcze chcecie je wzmacniać…
– Tak się robi w mrowisku. Mrowisko musi rosnąć i musi być coraz mocniejsze – odezwała się jedna z robotnic.
– Ale czy trzeba o to stale dbać? Przecież już teraz jest dość mocne. A w ogóle, czy to właśnie wy musicie robić? Odpocznijcie lepiej. Popatrzcie, stale tu ktoś przychodzi i coś niesie. Wy już chyba nie musicie tego robić.
Mrówki nic nie odpowiedziały żuczkowi. Tylko stały, spoglądając niepewnie jedna na drugą.
Teofil pozostał w mrowisku kilka następnych tygodni. Było mu tu ciepło i miło. Miał pod dostatkiem jedzenia, a do tego wokół niego kręciło się tyle mrówek. A on przecież bardzo lubił towarzystwo i pogaduszki. Ciągle więc zagadywał swoich nowych przyjaciół. Z dnia na dzień mrówki coraz chętniej włączały się do rozmowy. Przystawały z nim ukryte przed wzrokiem innych i dyskutowały. Kilka z nich wybrało się nawet z żuczkiem na całodzienną wycieczkę. Oczywiście w tajemnicy. Teofil był bardzo zadowolony. Czuł, że pomógł przemęczonym mrówkom. Dzięki niemu ich życie stało się wreszcie łatwiejsze.
I wtedy właśnie zdarzyło się nieszczęście. Jeden ze świeżo wybudowanych korytarzy zapadł się pod własnym ciężarem. I to zupełnie bez powodu. Nigdy, przenigdy takie zdarzenie nie miało miejsca w mrowisku. Mrówki biegały wokół zdezorientowane. Całe szczęście, że nikt nie ucierpiał podczas tego wypadku. Owady straciły jednak dojście do swoich spiżarni. Została co prawda jedna, którą zapełniano od kilku tygodni. Ta jednak była dziwnie pusta. Kiedy mieszkańcy mrowiska ochłonęli nieco, zabrali się do trudnej pracy. Naprawiali korytarz do późnej nocy. W następnych dniach nie było wcale lepiej. Nikt nie miał teraz czasu wolnego, nawet popołudniami i wieczorami. Owady pracowały dużo ciężej niż zwykle i do tego były bardzo głodne. Nic dziwnego, że popsuł im się humor i straciły zupełnie ochotę na pogawędki z Teofilem. Żuczek zaś uznał, że jego noga wyzdrowiała już wystarczająco, opuścił mrowisko bez pożegnania i nikt go tam więcej już nie widział. 
 
– Za mądry to on nie był, ten Teofil – myślał na głos Kamil. – To chyba przez niego wszystko się zawaliło? Żuczek przekonał mrówki, że bez sensu się wysilać. Bo ktoś inny może wykonać ich pracę, a one mogą sobie tylko odpoczywać, nie?
– Pewnie tak – powiedział Pan Bajkomat, kiwając głową.
– Dziwne, że mrówki dały się tak nabrać. A ja chyba lepiej pójdę po tę paczkę makulatury, co mi ją mama przygotowała rano – powiedział Kamil i pobiegł, aż się za nim kurzyło.